Odessa – motoryzacyjna różnorodność
Nie można być w Odessie i nie zobaczyć, że coś tu nie pasuje. Tylko co? No właśnie
Odessa- plażowo, baboszkowo…
Ostatni dzień w Odessie. Nigdzie się spieszyliśmy. No bo gdzie mielibyśmy się spieszyć, skoro wczoraj zobaczyliśmy wszystkie najważniejsze zabytki a dzisiaj co najwyżej na plażę możemy iść. Iren poleciła nam prawdopodobnie najlepszą plażę w okolicy: Plaża Arkadia. Miał być piasek
Odessa- nasz miejscowy przewodnik
Na szczęście jest alternatywa. Znów telefon koleżanki Pawła idzie w ruch. W Odessie dostaliśmy kontakt do Iren (to moje dowolne tłumaczenie imienia). Umówiliśmy się z nią w Parku Szewczenki. Z zaciekawieniem czekamy kto dzisiaj będzie naszym przewodnikiem. Z daleka widzimy
Odessa- nie mogło być idealnie
Noc w Ukraińskim pociągu wcale nie była tak zła. Musiałam tylko uważać, żeby przypadkiem nie zmieniać pozycji spania, bo pewnie wylądowałabym na podłodze. Takie małe te kuszetki. Chłopcy mieli gorzej, bo im nie mieściły się nogi. Idąc korytarzem można było
Lwów- w poszukiwaniu naszego Lwowa
To by piękny czwartkowy poranek. Po południu umówiliśmy się z Witalikiem, a teraz mięliśmy dużo czasu na poznanie „naszego Lwowa”. To był taki nasz Lwów. Byliśmy w pięknym kościele o niebieskim księżniczkowym wnętrzu, jak w pokoju małej księżniczki. Przechodziliśmy niezadbanymi
Lwów- spacer po Starym Mieście
Poszliśmy na Rynek. Duży zadbany rynek z niezniszczonym ratuszem, wokoło piękne kamieniczki. Na placu tłumy. Oni też mają święto pierwszomajowe. Scena z występami dzieci, stragany na których można kupić jajka wielkanocne bakalie w miodzie, jabłka w karmelu i mnóstwo innych
Ukraina- Lwów, lekcja nieufności
Wyjechaliśmy z Wrocławia w środku najdłuższego weekendu w Europie. Miał aż 9 dni, nasz tylko 5. Padał deszcz, kierowcy jeździli jak szaleni co rusz wpychając się nam pod koła. Nie zachęcało to do nocnej 600 km jazdy. Do Przemyśla przyjechaliśmy