Media społecznościowe
TOP
Image Alt

Wenecja-dzisiejsza noc na dworcu

Wenecja-dzisiejsza noc na dworcu

Byłam już kiedyś w Wenecji i wedle mojego powiedzenia: świat jest zbyt duży, żeby dwa razy odwiedzać to samo miejsce, nie planowałam szybkiego powrotu tam. Cóż miałam zrobić skoro lot z jednodniową przesiadką w Wenecji okazał się tańszy niż bezpośrednio z Hiszpanii do Polski. Kupiłam bilet mając nadzieję, że nie zmienię zdania o tym komercyjnym, jednak malowniczym miejscu. Niestety stało się! Nigdy więcej do Wenecji. Dlaczego? To już za chwilę!
Przylecieliśmy na Lotnisko Treviso, oczywiście nie łudziliśmy się, że to lotnisko położone w samym centrum Wenecji jednak nie jest to też piętnastominutowy przejazd. Na lotnisku Internetu brak! Tylko dla Włochów bądź osób posiadających włoską kartę telefoniczną. Noclegów nie mamy! Internetu nie mamy! Jedziemy do centrum Treviso. Może tam coś się znajdzie.
Bilet z lotniska do centrum (autobus nr 6)  Treviso kosztuje 1,20 euro- to jeszcze nie majątek. Wsiadamy, jedziemy przez 30 minut. Strasznie duże te Treviso.
Szukamy Internetu na miejscu. Na ulicy: brak. O, jest McDonald, w Hiszpanii nie raz ratował nam tyłki. Tym razem nie! Przywitał nas Pan ochroniarz. Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć , poinformował nas, że zanim usiądziemy, musimy coś kupić. Kupiliśmy kawę. Tylko po co siadaliśmy, skoro Internetu nie ma. Kazali szukać wi-fi na ulicy. Szukamy, nie ma! Poszliśmy do hotelu, przecież tam mają. No mają, ale tylko dla gości hotelowych. Fuck! W informacji turystycznej Pani wskazała nam kafejkę internetową. Znaleźliśmy. Korzystamy z Internetu, tylko po co, jeśli ja od początku chciałam spać na dworcu. Gdy była w Wenecji trzy lata wcześniej strasznie chciałam spać na dworcu razem ze wszystkimi innymi turystami, wtedy nie pozwolili mi na to znajomi i zaciągnęli do hotelu. Tym razem chciała spełnić to marzenie. Dworzec w Wenecji wydawał mi się teki egzotyczny.
Okazuje się, że to może być całkiem realne, ponieważ nigdzie nie ma wolnych noclegów. Jest jakiś festiwal filmowy i tłumy turystów przybyły do Wenecji. Jedyny wolny hotel położony 40 km od Wenecji kosztuje 50 euro za noc.  Odpuściliśmy sobie bookowanie hotelu. Postanowione, dzisiaj dworzec. To po co przez dwie godziny szukaliśmy Internetu?
Kupujemy bilet z Treviso do Wenecji, bilet kupiony w automacie. Wsiadamy do pociągu, podchodzi pan kontroler. – A bilet Państwo skasowali?- pyta ze skrzywionym uśmiechem. Takich turystów jak my ma codziennie kilkadziesiąt. Nie pomogły prośby, ani że nie znamy języka. Na bilecie napisane w 4 językach! No to niech Państwo płacą: 30 euro kary. Jeśli nie mamy gotówki, dzwoni po policję i będziemy płacić 50 euro. No pięknie, to koszt hotelu. Wyciągamy portfele: w gotówce mamy tylko 25. To nasza cała kasa. Pan się zgadza. Biedniejsi o 25 euro, z nietęgimi minami docieramy do Wenecji. A tam dopiero się zaczęło.
Oględziny dworca: 18 stopni na zewnątrz, przeciąg z powodu niezamkniętych drzwi, ktoś śpi pod ścianą ale nie wygląda sympatycznie. My posiadamy tyko lekkie bluzy i mały turystyczny koc. Słabe perspektywy. Nie chcę narzekać, ale po dwóch nocach w samochodzie zaczęłam marzyć o hotelowym łóżku. Spanie na dworcu to jednak był głupi pomysł, ale postanowione.
Poszliśmy do informacji turystycznej po mapę. Mapa 3 euro, mówi nieuprzejma pani. Przecież napisane jak wół: free maps! Nie szkodzi, bezpłatnych map brak! Niech sobie w dupę wsadzi te mapy! Nie damy im zarobić! Będziemy chodzić bez mapy, przecież już tu byłam. No byłam, ale zapomniałam, że co drugi drogowskaz na Plac Św Marka wskazuje przeciwny kierunek.
Spacerowaliśmy uliczkami Wenecji, gubiąc się co chwilę. Damian nie wiedział, że kieruję nas z powrotem w stronę dworca, żebyśmy mogli jak najszybciej stamtąd wyjechać. Byłam zła sama na siebie, że nie chciałam tego hotelu i tak bardzo chciałam spać na dworcu. Zachowałam się jak małe, rozkapryszone dziecko. Chcę i tyle! Wtedy jeszcze nie myślałam o tym , że dworzec jest zimny, my nie mamy ciepłych ubrań ani odpowiedniego koca. Strasznie ciężko było mi się przyznać do winy, jednak wiedziałam że jeśli zostaniemy na dworcu, nie skończy się to dobrze.  Nie chciałam po wakacjach spędzać tygodnia w łóżku z zakatarzonym nosem.
Przyznałam się.  Damian nie przyjmował tego do wiadomości. Nie wierzył, że mogłam zmienić zdanie. Było ok. godziny 21 a mi już było zimno,  nie wiem jak przeżyłabym noc.
W końcu uwierzył. Musieliśmy działać szybko. Wróciliśmy na dworzec sprawdzić rozkłady jazdy pociągów.
Było ich jeszcze dużo. Postanowiliśmy odjechać przedostatnim o 23.30. Musieliśmy jeszcze zarezerwować hotel. Ale jak, skoro nie mamy Internetu. Żadna z pobliskich kawiarni ani hoteli nie pozwoliła nam skorzystać bezpłatnie. Musieliśmy coś zamówić. Zamówiliśmy jedną colę. Zarezerwowaliśmy hotel i zapłaciliśmy 5 euro, bo do coli doliczyli nam jeszcze serwis. Pieprzeni Włosi! Miałam ich już zdecydowanie dość a to nadal początek. Pobiegliśmy na Dworzec. A tam, wszystkie pociągi odwołane. Co?????? Ale jak to!!!? Okazało się, że był strajk i nagle z tablicy zniknęły wszystkie pociągi. Nikt wcześniej nas o tym nie poinformował. Byliśmy uwięzieni na wyspie. Perspektywa spania na dworcu stawała się coraz bliższa, tylko tym razem musimy zapłacić za hotel 50 euro, bo nie ma możliwości odwołania rezerwacji. Nie poddawaliśmy się.
Ktoś z miejscowych podpowiedział nam, żebyśmy spróbowali dostać się autobusem. Na dworcu autobusowym tłumy. Każdy chce wcisnąć się do ostatnich autobusów. Ostatnie odjeżdżały o północy a było kilka minut przed. Niestety żaden z nich nie jechał do Treviso, a niestety tam mieliśmy zarezerwowany hotel. Damian stanął na wysokości zadania. Nie poddał się. Na dworzec co chwila podjeżdżały nowe samochody podwożąc miejscowych na lotnisko w Wenecji. Zaczęliśmy chodzić po samochodach i pytać kierowców, czy jadą do Traviso. Odpowiedzi były różne. Zazwyczaj nikt nie mówił po angielsku, jak już mówił, to albo tam nie jechał, albo nie chciał nas zabrać. Było już grubo po północy a my nie mieliśmy jak się stamtąd wydostać. Postanowiliśmy spróbować odwołać rezerwację. Wyjaśniliśmy nasze położenie, że jesteśmy uwięzieni na wyspie, jest strajk i nie możemy dostać się do hotelu. Recepcjonista zrozumiał, obiecał że odwoła. Kamień z serca. Przynajmniej nie wyrzuciliśmy w błoto kolejnych pieniędzy. Stanęliśmy już na moście prowadzącym na dworzec. Było mi strasznie zimno: 14 stopni, cała się trzęsłam, zaczęło kropić. Na samą myśl o dworcu miałam ciarki. Byłam wściekła sama na siebie. Przecież to moja wina, gdybym nie uparła się na ten dworzec pewnie już dawno leżelibyśmy w ciepłym łóżku, nie mówiąc już o gorącej kąpieli.  Nie płakałam, bo złość mi na to nie pozwoliła, ale nasza sytuacja była beznadziejna.
Mieliśmy już iść na dworzec ale postanowiliśmy spróbować ostatni raz. Przecież dworzec nie ucieknie. Zaczęłam się modlić w myślach. Boże, pomóż proszę. Podchodziliśmy do samochodów i nic. Nie wiedzieliśmy już kogo pytaliśmy, a kogo nie. Damian przez pomyłkę ponownie zapytał chłopaka odwożącego swoją dziewczynę na lotnisko. Chłopak popatrzył na niego z politowaniem. Niestety nie jedzie. Stanęliśmy przytuleni do siebie. Po chwili ten chłopak do nas podchodzi –maj frends- mówi – zawiozę Was.  Nie możemy uwierzyć własnym uszom. Chyba uległ namowie dziewczyny i zgodził się nas podwieźć. Nasz wybawca słabo mówił po angielsku, ale mimo to był przesympatyczny. Jechał do Padwy co zdecydowanie nie było po drodze. Nadłożył 40 km i podwiózł nas pod sam hotel. Nie umiałam wyrazić słów wdzięczności którą wtedy czułam. Jednak istnieją dobrzy Włosi.
W samochodzie znów dzwonimy do hotelu, tym razem odnawiamy rezerwację. Dojechaliśmy na miejsce. Nikt na nas nie czekał. Drzwi otworzyliśmy sobie sami , klucz wzięliśmy z pustej recepcji i cichutko pomaszerowaliśmy do pokoju. Umyliśmy się i zasnęliśmy snem sprawiedliwego. To był bardzo męczący dzień. 

Comments

  • Anonymous

    Wow to faktycznie moc zdarzeń 🙂 zazdroszczę przygody 🙂 p.s. Jak bedziesz potrzebowała prawdziwego twardziela i macho na następny wyjazd to daj znać 🙂

    12 marca 2013 at 13:13
  • Dziękuję, ale prawdziwego twardziela już mam. Gdyby nie On, pewnie usiałabym na dworcu i płakała nad zaistniałą sytuacją. Na szczęście Damian opanował emocje i złapał nam parkingowego stopa.

    12 marca 2013 at 15:37
  • NikodemZG

    Artykuł już dość stary, ale bardzo często na lotniskach można wygodnie się wyspać. A skoro przylecieliście to mogliście po prostu tam zostać. Na drugi raz tak kombinujcie, na lotniskach jest zdecydowanie większe prawdopodobieństwo, że spokojnie się prześpicie niż na dworcu. Będę takie rozwiązanie testował w przyszłym roku, bo przylot mam wieczorem do Wenecji i kolejny dzień chcę mieć już cały, bez spania w hotelu 😉 pozdrawiam 🙂

    30 października 2018 at 20:40

Post a Reply to Anonymous cancel reply

Informacje odnośnie przetwarzania danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności. Ta strona korzysta z plików cookies (ciasteczka), w celu zapewnienia jak najlepszego jej funkcjonowania, na zasadach wskazanych w regulaminie. Czy wyrażasz na to zgodę?

You don't have permission to register