Rio de Janeiro – Miasto wypełnione muzyką
Rio de Janeiro żyje muzyką. Naprawdę. Tutaj samba grana jest nawet na ulicy w ciągu dnia. W trakcie mojego tygodniowego pobytu (nie liczę czasu, który spędziłam w łóżku) moje dni były od rana do wieczora wypełnione tańcem. Wszystko za sprawą mojego hosta, który już przed przyjazdem dowiedział się o moim projekcie i z całych sił postanowił mi w nim pomóc. Moja skrzynka zapełniła się informacjami o brazylijskich tańcach, rodzajach muzyki oraz ich historii. Ledwo przyjechałam, a brazylijski świat muzyki stał przede mną otworem. Już pierwszego dnia na żywo zobaczyłam jak tańczy się sambę, forro, capueirę i ponad 10 rodzajów różnych tańców.
To specjalny pokaz dla turystów za niebagatelną cenę, której nie musiałam płacić. Wyszłam z niego oszołomiona. Umiejętności tancerzy ich kolorowe stroje a czasami ich brak… Od dźwięków muzyki z wrażenia nie mogłam nic powiedzieć.
Aby udowodnić mi, że taniec w Rio to nie tylko komercyjne pokazy, już kolejnego dnia z samego rana mieliśmy prywatne lekcje samby i forro. O ile forro przyszło mi łatwo, o tyle z sambą już nie było tak łatwo – to nie salsa- powtarzała instruktorka widząc, jak mylę kroki… Jeszcze tego samego dnia wieczorem pojechaliśmy do Bip Bip, baru, który stało się moim ulubionym miejscem. To mała knajpka na Copacabanie, w której mieszczą się tylko muzycy. Wszyscy pozostali muszą znaleźć sobie miejsce na zewnątrz przy pięciu małych stolikach. Bar ma tylko jednego pracownika. Właściciel z siwą brodą i przepitym głosem siedzi przy wejściu skrupulatnie przyglądając się klientom wędrującym do lodówki i zliczając wszystkie piwa. Tutaj obowiązuje samoobsługa. Płaci się przy wyjściu. Za kasę służą małe miseczki poukładane jedna na drugiej z różnymi banknotami. Muzycy, to znajomi właściciela, którzy grają sambę albo bosa nove – bez opłaty. Po prostu przychodzą tam poćwiczyć, napędzając przy tym ruch. Nie trudno uwierzyć w to, że bar ma ponad 40 lat.
Długo nie zabawiliśmy w Bip Bip, bo czekała na mnie kolejna atrakcja. Szkoła samby. Tym razem nie lekcje, ale próba przed karnawałem. Dojechaliśmy na wielki stadion z którego wydobywały się dźwięki muzyki. Weszłam do środka i otworzyłam usta ze zdziwienia. Miejsce wypełnione było tańczącymi i śpiewającymi ludźmi. Na scenie orkiestra, wciąż powtarzająca tę samą piosenkę która ciągnęła się bez końca. Pod samą sceną profesjonalni tancerze, przebierający nogami w niesamowicie szybkim tempie, a wszędzie dookoła ludzie poruszający się w rytm muzyki, która jakby wydobywała się z ich serc. Bez wzglądu na wiek czy kolor skóry. Tańczyli wszyscy, od małych dzieci, poprzez babcie aż do niepełnosprawnych na wózkach. Dopiero tutaj, pierwszy raz zobaczyłam jakie znaczenie ma samba w ich życiu. Ile radości w nie wnosi…
Bo samba to muzyka i taniec biednych. Wywodzi się z rytmów afrykańskich. Słowa piosnek opowiadają zazwyczaj o życiu bądź biedzie. Zanim stała się sławna na cały świat, była tańczona w favelach, czyli brazylijskich dzielnicach biedy. Pierwszy raz pomyślałam o tym, że byłabym w stanie rzucić tak ukochaną przeze mnie salsę na rzecz samby, albo przynajmniej spróbować pogodzić ich związek…
Kolejnego dnia poszliśmy na lekcje gry na instrumentach oraz naukę tańca maracatu. To taniec wywodzący się z północy Brazylii, gdzie podobno mają najpiękniejsze plaże. Myślałam, ze będę się przyglądać i robić filmy, a ja od razu dostałam w rękę nieznany mi instrument i dołączyłam do zespołu. Zawsze chciałam tańczyć, ale do grania nigdy nie miałam cierpliwości. Za wszystkich sił starałam się naśladować ruchy innych wymachując ganzą we wszystkich kierunkach. Kiedy przyszła kolej na zmianę instrumentu wybrałam surdo. Tym razem było dużo trudniej i szybko się poddałam rezygnując z gry na rzecz tańca, którego najważniejszą częścią było wymachiwanie długą, kwiecistą sukienką. Niestety moja sukienka była tylko w wyobraźni..
Po godzinie spędzonej na graniu i tańcu pot ociekał mi po twarzy. Wiedziałam, że taniec męczy, ale że gra? Ci ludzie wkładali w nią dużo wysiłku. Nie tylko grali, ale przy tym poruszali się w rytm muzyki, skacząc i śpiewając w tym samym czasie.
Dzień kolejny. Nie, nie ma odpoczynku! Dzisiaj znów mam lekcje. Dla odmiany lekcje muzyki afrobrazylisjkiej. M zabrał mnie do miejsca zorganizowanego przez fundację, działającego na rzecz ludzi z faveli. A więc dzisiaj muzykami byli jej mieszkańcy… w większości młodzież i dzieci. Kapelą zarządzał kilkunastoletni chłopiec wkładający w to całe swoje serce.
Po lekcjach dla odmiany wybraliśmy się potańczyć. Znaleźliśmy miejsce, w którym grali …. Salsę. Na reszcie miałam odpoczynek od nowości. Odpocząć od nowości. Muszę przyznać, że Brazylijczycy stanęli na wysokości zadania. Naprawdę!
M miał m jeszcze dużo do pokazania.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na pokaz capuairy, która jest „potajemną sztuką walki”. Kiedy oficjalnie nie można było walczyć, stworzono sztukę naśladującą ruchy zwierząt dostosowane do muzyki…. To co wyczyniają „tancerze” jest naprawdę niesamowite.
Później jeszcze pokaz forro, który tak naprawdę wywodzi się z nazwy „for all” (dla wszystkich). Ten taniec, to według mnie najbardziej popularny taniec w Brazylii. Tańczy się go od festiwale, po imieniny u cioci. Bez względu na wiek. Kiedy pokazywałam znajomemu jak tańczymy disco polo stwierdził – przecież to forro, tylko do innej muzyki-
Zaczęłam się już gubić… wszystkie rodzaje samby, których jest kilkanaście, forro, capueira, pagoe, swing…. Dużo tego, za dużo. W pewnej chwili poczułam, że nie przyswoję już ani jednego tańca więcej. Zaczęłam być zmęczona wiecznym pokazami. Chciałam tańczyć, a nie tylko oglądać. Chciałam poczuć się częścią społeczności, a nie tylko widzem… Mój host miał mi jednak jeszcze wiele do pokazania. W pewnym momencie powiedziałam dość.
– to ostatni pokaz na dzisiaj- zapewniał. Na pewno Ci się spodoba. Poddałam się. Znów pojechaliśmy do szkoły samby, która miała próbę przed karnawałem. Tym razem owładnęła mną muzyka. Zrozumiałam, że samba, to to taniec, który chcę poznać głębiej… zamarzyłam o tym, żeby naprawdę stać się częścią tego świata.. świata samby, który poprzez taniec pokazuje wszystkie emocje… radości i smutki życia codziennego. Zamarzyłam o tym, żeby pewnego dnia zatańczyć na karnawale w Rio. W taki sposób na moją listę marzeń powędrowało kolejne: Zatańczyć w jeden ze szkół samby na karnawale. Daje sobie na to 3 lata. I zaczynam przygotowania od dziś, no prawie od dziś, jeszcze tylko musi mi minąć denga.