Media społecznościowe
TOP
Image Alt

Kuba czas start!!!

Kuba czas start!!!

Zanim zaczniesz czytać włącz muzykę, to ona prowadzi mnie w podróży.

 

To pierwszy z niewielu postów które opublikuje w trakcie pobytu na Kubie. Brak internetu  i śledzenie każdego mojego kroku po połączeniu nie sprzyja pisaniu!

P1000962

O podróży na Kubę marzyłam od kiedy zaczęłam tańczyć. Oszczędzałam, aby w końcu móc zobaczyć upragnioną wyspę. Kiedy miałam już pieniądze, nie udało mi się znaleźć nikogo, kto chciałby ze mną wyruszyć. W taki sposób Kuba zniknęła na chwilę z mojej podróżniczej mapy przekładana z roku na roku. I dobrze!

W końcu nadszedł na nią czas. Kiedy usłyszałam, że Castro nie żyje, tak jak wielu pomyślałam o tym samym: dobrze byłoby zobaczyć Kubę przed nadchodzącymi wielkimi zmianami, teraz, kiedy jeszcze jest taka dziewicza. Bo co jeśli wyspa się zmieni, ludzie też.. co jeśli nie będą już tańczyć. Niewiele myśląc kupiłam bilet i tyle.

Na szybko szukałam informacji przegrzebując strony internetowe i pytając znajomych. Im bardziej zaczęłam się zagłębiać, tym bardziej byłam przerażona.

Drogo, ciężko, nie ma Couchsurfingu… w myślach zaczęłam kalkulować budżet, który przy zakładanych cenach musiałabym przekroczyć ponad dwukrotnie. Jak to nie można przenocować kogoś u siebie w domu, bo zabiorą dom? I nie można jeździć normalnymi autobusami? Są specjalne dla turystów? To jak ja mam poznać miejscową ludność i znaleźć tradycyjne tańce? Nie ma też internetu? Przecież to szaleństwo!

-wszystko jest drogie, ale ludzie nie mają nic- usłyszałam od kogoś, kto już tam był.

W trosce o kubańczyków, zapakowałam więc do plecaka środki czystości, zeszyty, słodycze….Żeby móc im jakkolwiek pomóc.

-oszalałaś? – zapytał tuż przed wylotem znajomy, który na Kubie był i nigdy nie wróci – przecież to wszystko tam jest i tańsze niż w Polsce.

Śmiejąc się z własnej głupoty z cholernie ciężkim plecakiem po 24 godzinnej autostopowej podróży na lotnisko i kolejnych kilkunastu godzinach lotu z wielkim przerażeniem wylądowałam w Varadero – w jednym z najbardziej turystycznych kubańskich miast.

Już samym problemem miało być wyjście z lotniska, bo rząd kubański od każdego turysty wymaga ubezpieczenia. Ubezpieczenie każdy ma, ale nie każdy wie o tym, że nie może to być ubezpieczalnia z kapitałem amerykańskim. Wymagane jest również okazanie odpowiednich oszczędności na pobyt na Kubie – 100 dolarów na każdy dzień (ja mam budżetu 25 :)), problem z oszczędnościami załatwia posiadanie karty kredytowej (nawet jeśli nie ma odpowiedniego limitu i nawet jeśli jest to Master Card, która na Kubie nie funkcjonuje).

Moje ubezpieczenie miało niechciany kapitał a nie zamierzałam wykupować nowego.

Przerażona tym wszystkim znalazłam dziewczynę, która przylatywała tego samego dnia na Kubę. Mogłyśmy wspólnie wziąć taksówkę i nocować w Varadero, a dalej poprowadzi mnie los… Liczyłam się z dietą, z noclegami na plaży i autostopem, który na Kubie podobno nie istnieje.

Po wyjściu z samolotu ustawiłam się w długiej kolejce do przejścia do raju.

-hola, que tal- powiedziałam na przywitanie, kiedy nadeszła moja kolej.

-paszport i viza proszę – odpowiedziała poważnie kobieta nie zdradzając nawet najmniejszej sympatii – stań pod ścianą i się nie uśmiechaj – dodała pokazując na włączoną kamerę.

Wbiła pieczątkę, oddała karteczkę potrzebną do wyjazdu i tyle.

Jeszcze bagaż i jego dokładna kontrola, żadnych płynów, jedzenia… Przynajmniej tak mówili przez megafon – na taśmie wszystko przeszło. Nikt nie pytał o ubezpieczenie, nikt nie sprawdzał moich oszczędności. Bienveniedos En Cuba!

Z trudem założyłam obydwa plecaki i ruszyłam w kierunku drzwi. Od razu uderzył mnie gorący powiew i krzyki taksówkarzy: taxi, senioria taxi… Ominęłam ich wszystkich szukając kantoru.

Wymieniłam część pieniędzy na pseo convertible – te dla przyjezdnych, którymi można płacić za noclegi, przejazdy…. I małą część na peso cubanos – za które podobno można kupić tylko jakieś jedzenie,

Zabrałam swoje pieniądze i usiadłam na ławce przed lotniskiem oglądając je i starając się znaleźć różnice.

– to są miejscowe pieniądze do niczego Ci się nie przydadzą – powiedział siedzący obok mnie mężczyzna. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu za pomoc, mając jednak wielką nadzieję, że będę korzystała z nich tak samo jak kubańczycy.

Do przyjazdy Marcelli została jeszcze godzina, postanowiłam wykorzystać ten czas na znalezienie mapy. Tylko jak ją znaleźć, skoro na lotnisku nie ma informacji turystycznej.

Podeszłam do pracowników agencji turystycznych i zapytałam o mapę. – zamierzam zwiedzać Kubę na własną rękę- uprzedziłam ich zanim zaczęli proponować mi wycieczki.

-masz szczęście, mam jedną mapę- powiedział pracownik prowadząc mnie do biura. Zza szafki wyciągnął pogniecioną, pachnącą stęchlizną mapę i ją rozłożył.

– tutaj jesteśmy – pokazał – a to wszystko dookoła to plaże.

– są darmowe?- zapytałam

– na Kubie wszystkie plaże są darmowe – zaśmiał się wręczając mi mapę

-a mapa też jest darmowa?- upewniłam się

-oczywiście, specjalnie dla Ciebie, ja też jestem darmowy dodał mężczyzna. My kubańczycy jesteśmy dobrzy, jeszcze się o tym przekonasz…

 

 

Tak zaczęła się moja podróż do przeszłości. Magicznego świata muzyki i tańca ale również wielu kontrastów, uderzającego komunizmu i codziennej walki o przetrwanie. Moja podróż udowadniająca, że mimo jasnej karnacji i akcentu mogę żyć i podróżować jak miejscowa otwierając ich serca okazaniem zainteresowania, wiedzą o wyspie, miłością do muzyki i tańca…

 

P10000221

Comments

Post a Comment

Informacje odnośnie przetwarzania danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności. Ta strona korzysta z plików cookies (ciasteczka), w celu zapewnienia jak najlepszego jej funkcjonowania, na zasadach wskazanych w regulaminie. Czy wyrażasz na to zgodę?

You don't have permission to register