Kartachena – kolumbijskie relacje
Obudziłam się z samego rana. Otworzyłam oczy i przez chwilę sprawdzałam, czy mogę się ruszać. Wszystko było w porządku. Wielki kamień spadł mi z serca. Kartachena była dla mnie łaskawa.
Od samego rana prażyło słońce. Upalny dzień, to idealna pogoda na plażę. Godzinę jazdy od Kartacheny położona jest Isla Baru. Jak to dobrze mieć samochód.
Isla Baru, to tak naprawdę nieziemska, prawdziwie karaibska plaża z jasnym piaskiem i błękitną wodą, która ciągnie się kilometrami. Plaża niestety zapełniona turystami, bo to przecież weekend. Udaliśmy się w najodleglejszy zakątek i położyliśmy na leżakach rozkoszując się słońcem. – będziemy dzisiaj pływać na skuterze – oznajmił Carlos, nie pytając mnie o zdanie.
– może Ty będziesz, ja nigdzie się nie wybieram, wiesz przecież, że boję się wody – stwierdziłam nieprzekonana
Przez dwie godziny toczyliśmy wojnę na słowa – jak nie chcesz, to nie, ja i tak płynę – zakończył i poszedł wynająć skuter. Za chwilę na nim podpłynął.
– wsiadasz? – zapytał z uśmiechem – możesz pływać przez połowę czasu, jeśli chcesz, wiem, że nas nie zabijesz. Jestem pewny, że ci się spodoba. Jeszcze zostawisz motocykl dla tego sprzętu – oznajmnił.
Co miałam zrobić. Jasne, że wsiadłam. Założyłam kapok i ze strachem usiadłam jako “plecak”.
-nie bój się, przecież się nie utopisz – zaśmiał się z mojej miny
Zaczęliśmy płynąć, najpierw powoli, bijąc się z falami, później szybciej i szybciej. Skuter co chwila podskakiwał na falach. Ja z całych sił ściskałam oparcie, aby tylko nie spaść. Słońce prażyło moje plecy, a woda biła mnie po twarzy.
– Chcesz pokierować? – zapytał nagle
Zamieniliśmy się miejscami
Ze strachem nacisnęłam gaz próbując opanować maszynę. – pamiętaj, że to nie motocykl – śmiał się ze mnie widząc w jaki sposób próbuję kierować. Powoli, powoli…szybko! Szybko! po kilkunastu minutach miałam dość.
Zmęczona znów usiadłam na siedzeniu pasażera rozkoszując się widokami i słońcem…. podobno będę wolała skuter wodny, niż motocykl. Nigdy w życiu!
W drodze powrotnej do Kartacheny zapytałam Carlosa o przyciemniane szyby – dlaczego tutaj wszyscy mają przyciemniane szyby.
– chcesz znać oficjalną wersję, czy prawdę- popatrzył na mnie poważnie
– Oczywiście, że tylko prawdę- odpowiedziałam z przekonaniem.
– oficjalna wersja jest taka, że jest strasznie gorąco i ciemne szyby chronią przed słońcem – powiedział – a prawda jest taka, że tu wszyscy zdradzają i przyciemniane szyby chronią przed niechcianymi spojrzeniami. Wyjaśnię Ci to później -zakończył
Miałam swoją opinię o mężczyznach z Ameryki Południowej i nie chciałam ciągnąc tego tematu. Cierpliwie czekałam na dalsze wyjaśnienia.
Wieczorem znów postanowiliśmy wyjść. Tym razem wybraliśmy się na plac, gdzie w weekendy zbierają się miejscowi i turyści aby pod kościołem wypić piwo. Usiedliśmy przed jedną z tutejszych knajpek obserwując z zaciekawieniem zachowania imprezowiczów.
– widzisz te dziewczyny w krótkich spodenkach? – zapytał nagle – są piękne, ale uważaj na nie, to nie są zwykle dziewczyny, przychodzą tu, żeby znaleźć naiwnych turystów. Idą z nimi na imprezę a później proponują seks – za pieniądze oczywiście. Kartachena jest miastem lekkich obyczajów. Panie “do towarzystwa” można spotkać praktycznie wszędzie- nie każdy umie je poznać, bo tutaj nawet normalne dziewczyny ubierają się wyzywająco. Za to wprawione oko bez problemu rozróżni obydwa typy. Prostytutki nie siedzą ze znajomymi. Są same, uważnie oglądają przychodzących i wybierają sobie towarzystwo, by później dobrze się z nimi bawić.
Co chwila przez plac przejeżdżały ekskluzywne samochody z przyciemnianymi szybami. W jednym z nich, przez uchyloną szybę zobaczyłam mężczyznę ok. 60 letniego a przy nim dwie młode, piękne dziewczyny. -Tu się poznaje dealerow, po dziewczynach. Zawsze są z pięknymi dziewczynami, nigdy sami. to oznaka ich pieniędzy i władzy – wytłumaczył C.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę i widzę, wiedziałam jednak, że to nie jest żart, że to, w jakiej kulturze obecnie się znajduję, jest najprawdziwszą rzeczywistością. Mogłabym powiedzieć, przecież wszędzie takie rzeczy się zdarzają, nawet w Polsce, ale niestety to nie wszystko.
Znów posprzeczaliśmy się z C. o nasze odmienne poglądy na temat związków. Bo według niego w Kolumbii wszyscy mężczyźni zdradzają, jeśli nie zdradzają, to znaczy, że cos jest z nimi nie tak. On przynajmniej nie zna takiej osoby. A jak długi związek, to tak na dwa lata, dopóki dziewczyna się nie znudzi. Kiedyś na pewno chciałby się ożenić, ale jak już ślub, to pewnie na dłużej, sam nie wie. Zresztą, przecież nie jesteśmy stworzeni do monogamii. Jako gatunek jesteśmy jednym z nielicznych, które starają się w niej żyć. Próbował przekonywać mnie swoim naukowym podejściem do życia.
Nauka nauką, ale to nie znaczy, że mamy żyć jak zwierzęta, albo jak nas uczy kultura. Jeśli coś się psuje, to kupujemy nowe, z ludźmi tak się nie robi. Związek wymaga wysiłku i poświęceń, nie polega tylko na przekazywaniu genów. Pamiętam jak na pierwszym roku psychologii wróciłam z płaczem do mieszkania, bo na wykładach powiedziano nam, że miłość nie istnieje. Na chwilę zawalił sie cały mój świat. Dziś wiem już trochę więcej o miłości i wiem, że poza reakcjami chemicznymi wywołuje ona również inne skutki w naszym “umyśle”. Tylko jak wytłumaczę to biologowi, który nie wierzy w posiadanie duszy przez człowieka….
– nie mów, że nigdy nie zdradziłaś swojego chłopaka- zapytał C.
-nigdy, jeśli chciałabym to zrobić, to oznaczałoby, ze mój związek nie ma sensu – odpowiedziałam poważnie
Carlos popatrzył na mnie ze zdziwieniem – możesz zostać moją żoną- stwierdził, gdy upewnił się, że to prawda
– żoną? na dwa lata? – szkoda byłoby mi pieniędzy na ślub – odpowiedziałam z ironią
-jak już ślub, to na dłuższą chwilę – zaśmiał się
Wiem już, że kultura latynoska zdecydowanie mi nie odpowiada, że pomimo tego, że prawie każdy napotkany na ulicy stwierdza, że jest katolikiem, wiara nie przeszkadza mu w zdradzaniu, sprzedawaniu narkotyków, kradzieżach i zabijaniu. Bo przecież Bóg wszystko wybaczy….
Weekend szybko mija, a tak naprawdę, to nie weekend, ale ponad tydzień wspólnie spędzony. – mogę jechać dalej z Tobą? – zapytał C na pożegnanie
– nie, bo to moje samotne podróże- odpowiedziałam z uśmiechem.
Mimo tego, że wiedziałam, że będę tęsknić, mimo odmiennych poglądów na życie, w podróży całkiem dobrze się dogadywaliśmy. Wiedziałam jednak, że to moja podroż, taka moja samotna, ale nie sama, bo przecież na pewno kogoś poznam.
Pożegnaliśmy się, mając nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Czy tak będzie? Czas pokaże.
Zostałam sama. Dzisiaj nocleg w hostelu. W końcu będę blisko centrum pomyślałam. Szkoda tylko, że centrum jest takie niebezpieczne. Idąc sama do hostelu mijałam ulice, którymi wolałabym nie spacerować sama po zmroku, w ciągu dnia też dostawałam gęsiej skórki. Tej nocy też postanowiłam tańczyć salsę. Umówiłam się z chłopakiem z CS. ….. przyszedł pod hostel. – cześć, aha, co słychać? ahah – od razu rzucił mi się w oczy jego sposób mówienia przerywany co chwila długim aha. “Aha” – jest używane bardzo często przez mieszkańców wybrzeża, ale że aż tak? To trochę przesada.
Zanim zdążył mnie jakkolwiek poznać, zadał chyba najważniejsze dla niego pytanie -masz chłopaka? aha? – zapytał
wiedziałam już co się święci.
– mam- odpowiedziałam szybko – i to z Kolumbii, ale nie mógł teraz przyjechać – dodałam starając się ostudzić jego zapał
-aha, to muszę Ci coś powiedzieć. Twój chłopak, aha, jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, aha, mając taka piękną dziewczynę, aha – usiłował prawić mi bardzo kiepskie komplementy,
Zanim jeszcze doszliśmy do klubu, ja już miałam ochotę wracać o hostelu. W klubie było pusto, za to muzyka zachęcała do tańczenia. Niestety przy każdej piosence,…. próbował coraz bardziej sie do mnie zbliżyć.
– muszę już iść, bo jestem bardzo zmęczona – powiedziałam z wielkim przekonaniem mając już dość “Aha” i tańca z nim.
– aha, odprowadzę Cię – powiedział uprzejmie …..
Wróciliśmy pod hostel
– przyjadę jutro, to wybierzemy się na miasto, aha -powiedział na pożegnanie
jak najszybciej zniknęłam w holu hostelowym, żeby nie widzieć juz jego twarzy. Za chwilę dostałam wiadomość – Twój chłopak jest prawdziwym szczęśliwcem, co nie zmienia faktu, ze jutro skradnę Ci buziaka. Z ulgą zobaczyłam, że nie widać w niej żadnego Aha. Wiedziałam też, że jutro muszę wyjść jak najwcześniej, żeby tylko go nie spotkać. Zatęskniłam za Carlosem, wiedziałam, że nie spotkam już nikogo, z kim będzie mi się tak dobrze podróżowało…..