Jak Tess w Hiszpanii zamieszkała
No i stało się! Nie wierzę, nie wierzę… aaaaaaaa!!!!!!!
Ostatnie pożegnanie, szybkie opijanie magisterki z najbliższymi powiązane z wywożeniem rzeczy z mieszkania. Krótki sen i już. Pobudka przed piątą, zimno, za oknami strugi deszczu – niebo płacze. Ja chyba też się popłaczę, ale za szczęścia, które ogrania mnie całą. Wychodzę z mieszkania w którym spędziłam cudowne chwile. Pakuję walizkę do samochodu, który jest jedyną rzeczą do jakiej się przywiązałam. Jedziemy…
Siedzę w samolocie i wiem, że już za chwilę spełnię kolejne moje marzenie: zamieszkam w Walencji.
Dużo wątpliwości zastanawiania się i robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Kolejna próba przełożenia wyjazdu i w końcu się udało. Ostatni miesiąc był ciężki –oj, bardzo ciężki. Praca, magisterka i obrona o której dowiedziałam się 4 dni przed terminem. Do tego mnóstwo innych niespodziewanych wydarzeń i nieprzespane noce. Wszystko na wariackich papierach. Na szczęście udało się i już jako pani magister siedzę dumnie w samolocie i wiem, że wszystkie marzenia się spełniają. Czasami tylko trzeba dać im trochę czasu. Wcale nie było łatwo wyjechać. Bo przecież niby nic mnie nie trzymało, ale ja naprawdę byłam szczęśliwa we Wrocławiu. Cudowne miasto które wciąż kocham, dobra praca, mnóstwo ciekawy zajęć i przyjaciele. Chwile niepewności podczas których zastanawiałam się po co jadę. Gdybym była nieszczęśliwa, to byłoby to całkiem zrozumiałe, ale ja byłam szczęśliwa i to bardzo. Moim szczęśliwym szczęściem mogłabym obdzielić jeszcze dużo osób, ale kto powiedział że nie może być lepiej? Może być inaczej. I na pewno będzie!
Dzisiaj rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Wszystko będzie nowe: kraj, język, mieszkanie, ludzie….. nooooo i pogoda. Bo w Alicante dzisiaj 26 stopni o 7 rano, a we Wrocławiu zaledwie kilka.
Wiem, że będzie dobrze. Ten wylot jest całkiem inny niż mój ostatni wylot do Madrytu, wtedy byłam przesiąknięta niepewnością i łzami. Teraz wiem, że wszystko się ułoży. Wiem, że mogę pokochać Walencję jak swój dom. Czuję też, że czas spędzony tam nie będzie zmarnowany, że ten wyjazd ma jakiś cel.
Dwa lata temu przy pierwszym pobycie w Walencji powiedziałam, że chcę tu zamieszkać. Trzeba było trochę poczekać, ale ten czas minął tak szybko, że nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej. Czasami trzeba szaleńczo wierzyć w to, co się pragnie. Na przekór światu i normalności. Trzeba wierzyć, że każde, nawet najbardziej szalone marzenie może się spełnić i realizować je powoli, nawet małymi kroczkami, by w końcu móc popłakać się ze szczęścia.(ja właśnie tak zrobiłam:)) Zamierzam cieszyć się każdą chwilą spędzoną w Walencji i codziennie dziękować Bogu, za wszystko co mi podarował.
Łukasz Berwald
Powodzenia w nowym życiu, wszystkiego co najlepsze Tess 🙂
23 października 2014 at 09:52
Teresa Chudecka
dziękuję i oczywiście zapraszam w odwiedziny 🙂
24 października 2014 at 02:36
bettsey
baw się dobrze;) powodzenia!!
23 października 2014 at 15:56
Teresa Chudecka
oj, właśnie to zamierzam robić – dobrze się bawić. Dziękuję
24 października 2014 at 02:37
Anonymous
Dobrze, ale nie dowiedziałem się dlaczego tam wyjechałaś? Praca nowa? Jacyś znajomi na miejscu? 🙂
25 października 2014 at 01:42
Teresa Chudecka
Wyjechałam do Walencji, ponieważ chciałam tu zamieszkać. Nie praca, nie znajomi tylko chęć zamieszkania w miejscu które skradło moje serce. Nie wszystko musi mieć logiczne wytłumaczenie. 🙂
25 października 2014 at 09:37
Anonymous
Czyli jesteś tam sama i nikogo nie znasz? Jak się oswoić w mieście samemu? Jak pokonać tęsknote i samotne wieczory, może coś doradzisz temu kto planuje wyjechać?
25 października 2014 at 22:03
Teresa Chudecka
Tak naprawdę, to nigdy nie byłam sama dłużej niż 2 dni i to tylko dlatego, że czasami lubię pobyć sama ze sobą. Jeśli podróżujesz, bardzo szybko zaczynasz otwierać się na nowe znajomości, czasami nawet przypadkowa osoba na ulicy okazuje się być kimś, kto zmienia całe życie. W nowych miejscach bardzo pomaga couchsurfing, gdzie wystarczy tylko napisać posta, że ma się ochotę z kimś spotkać i zrobić coś wspólnie. Couchsurferzy to w większości osoby podobne do mnie, kochające podróże i mające coś ciekawego do powiedzenia, więc tak naprawdę nie czuję się ani sama, ani samotna. Po prostu otwórz się na ludzi. 🙂
26 października 2014 at 09:45