Hiszpania – dzień którego nie było
Javier wcześnie rano wyszedł do pracy – pogotowie wzywa. Zostałam sama z jego pięknym tarasem i widokiem na Alicante. Nie miałam żadnych planów. Leniwie zjadłam śniadanie i postanowiłam pojechać pociągiem do Calpe. Miejscowości położonej na północ od Alicante, na wybrzeżu, gdzie w morze wchodzi piękna skała. Javeir mówił, ze wystarczy wsiąść do pociągu i po chwili jest się już w Calpe. Na dworcu kupiłam bilet. Dopiero po wejściu na peron przeszło mi przez myśl, że mogłam zapytać jak długo jedzie pociąg. W końcu mam wakacje – nie muszę się niczym martwić. Przecież to nie może być daleko. Przez pół godziny jazdy interesowało mnie to, co było za oknami: wybrzeże, piaszczyste plaże, góry… jednak nawet piękne widoki szybko zaczęły się nudzić. Mijaliśmy Benidorn, gdzie przy samej plaży stoją jedne z najwyższych budynków świata.
Dojechaliśmy do Altei. Pociąg dalej nie jedzie. Trzeba przesiąść się w kolejny, który będzie za 40 minut. Usiadałam na dworcu zastanawiając się, czy aby nie wrócić do Alicante. Skoro dojechałam już tak daleko, to przecież się nie poddam. Muszę zobaczyć piękną skałę w Calpe. Po 40 minutach oczekiwania w pełnym słońcu z ulgą wsiadłam do pociągu. Dalsza część drogi była ciekawsza, ponieważ teren stał się bardziej górzysty. Opierając się o okno, poczułam wielkie zmęczenie. Ostatnie nieprzespane noce właśnie teraz dały znać o sobie. Oczy zaczęły mi się zamykać. W oddali było już widać skałę. Dojechaliśmy. Wysiadłam z pociągu zdezorientowana. Stacja znajdowała się daleko od plaży. Wyszłam na ulicę z nadzieją, że będzie tam przystanek autobusowy. Nie było. Nie było też chodnika prowadzącego w dół do miasta. Zastanawiałam się co mam dalej zrobić. W tym czasie podeszła do mnie angielka pytając o autobus do miasta. – nie jestem stąd, właśnie też go szukam, ale wydaje mi się, że nic tu nie ma- odpowiedziałam lekko zmęczona.
Angielka ze złością przeplataną śmiechem popatrzyła na mnie gubiąc nadzieję – no to idę zabić mojego męża – powiedziała oddalając się w jego kierunku.
Ja nie miałam kogo zabić, ani nawet na kogo się złościć. Co prawda to Javier polecił mi przyjazd tutaj, ale przecież nie mogłam być na niego zła.
Zostałam sama na pustej ulicy. W oddali majaczyła skała, tuż obok mnie restauracja – przecież wcale nie muszę nigdzie iść, mogę wypić kawę i poczekać na pociąg powrotny który będzie za… 40 minut – pomyślałam. Tak też zrobiłam. Usiadłam przy nasłonecznionym stoliku i rozkoszując się słońcem cieszyłam się chwilą. Wróciłam najbliższym pociągiem.
Cała podróż zajęła mi ponad 5 godzin. Nie miała już siły na zwiedzanie. Dość już dzisiaj zobaczyłam. J
Postanowiłam spotkać się z chłopakiem z CS. Dean jest Anglikiem, a w zasadzie to półanglikiem, ponieważ jego mama pochodzi z Turcji. Jest pilotem i akurat na kilka dni przyleciał do Alicante. Jego rodzice mają tam apartament nad samym morzem. Zresztą mają apartamenty prawie wszędzie, bo jego ojciec prowadzi dużą firmę inwestycyjną. Podjechał po mnie BMW 5 z kierownicą po lewej stronie. – no to jedziemy- powiedział
– Ale gdzie?- zapytałam lekko zażenowana jego stanowczością. – pokażę Ci najpiękniejszą plażę w Hiszpanii- zdementował
–ale ja jeszcze nie wiedziałam Alicante – zaprzeczyłam
– tu nie ma nic ciekawego- odpowiedział pewny swojego zdania.
Pojechaliśmy jednak na zamek, który faktycznie wydawał się mało ciekawy. Rozmawialiśmy o wszystkim.
– masz w sobie mnóstwo pozytywnej energii . Już Twoje zdjęcia o tym świadczą, a spotkanie z Tobą tylko to potwierdza- powiedział Dean w pewnym momencie – wydaje mi się, że jesteś podobna do mnie, chwytasz dzień , ciszysz się nim. Ja też staram się korzystać z życia, nie ważne co będzie w przyszłości, liczy się tylko chwila obecna- stwierdził.
To zdanie trochę dało mi do myślenia. Cieszę się chwilą, ale nie jest tak, ze nie obchodzi mnie przyszłość. Oczywiście, że obchodzi!
Mimo mojej niezgodności z charakterem Deana pojechaliśmy zobaczyć podobno najpiękniejszą hiszpańską plażę – San Jose. Wyjeżdżaliśmy z Alicante. Dean przyjechał na czerwonym świetle.
– czy nie było czerwone? – zapytałam ze zdziwieniem
– przestać, życie jest za krótkie, żeby przejmować się takimi rzeczami – odpowiedział z uśmiechem
Dojechaliśmy na miejsce. Dean zostawił samochód BMW swojej mamy na prawie pustym parkingu pod wieżowcem.
– Dlaczego tu jest tak pusto? – zapytałam
– Bo mieszkają tu głównie turyści podczas wakacji, po sezonie niewiele się tu dzieje. Chodź pokażę Ci widok na plażę z 16 piętra – bardziej stwierdził, niż zaproponował
Zawahałam się przez chwilę. Nie byłam pewna, czy chcę zostać z nim sam na sam w jego mieszkaniu. Ale przecież nie jest anonimowy, ma konto na CS. Zgodziłam się. Wjechaliśmy na 16 piętro. Weszłam na wielki balkon otaczający całą mieszkanie. Widok był naprawdę niesamowity. Tuż pod, w nieskończoność ciągnęła się plaża. Podziwiałam ją popijając wino i rozmawiając z Deanem.
– naucz mnie tańczyć, a ja pokażę Ci sztuczkę – zaproponował.
Chciałam pokazać mu podstawowe kroki salsy. – złapałam go za ręce i z odpowiednim dystansem pokazywałam kroki. – tak to ja nie chcę- zaprotestował – jesteś za daleko.
– inaczej nie umiem- szybko odparłam próbę z zbliżenia.
-Dobra, to moja kolej na sztuczkę. Musisz zamknąć oczy-
Już nie byłam taka ufna. A po co mam zamknąć oczy? – zapytałam.
– Pocałuję Cię bez dotykania – odparł.
– NIE-szybko zaprotestowałam. Nie ze mną taki sztuczki.
– nie dotknę Cię! – odparł Dean – jeśli Cię dotknę, daję Ci 10 euro, jeśli nie, Ty mi dajesz. Przecież jesteś szalona a zachowujesz się jak dziecko. Albo cieszymy się chwilą, albo nie. Co to za radość, jeśli nie spotykasz ludzi i nie umiesz się z nimi porozumieć. Kiedy jedna osoba chce iść w jedna stronę, a druga w inną. Naprawdę Cię nie dotknę – wyglądał na urażonego moją nieufnością.
-Ok -zgodziłam się niepewnie.
Zamknęłam oczy oczekując co się stanie. Poczułam na policzku oddech Deana przybliżający się do mnie, kiedy jego usta dotknęły mojego policzka odskoczyłam od niego.
– miałaś mnie nie dotykać!- powiedziałam rozzłoszczona
– nie dałaś mi skończyć- on też wyglądał na wkurzonego
-chyba żartujesz, nie zamierzam się z Tobą całować- sprzeczaliśmy się przez chwilę
-idę się przejść- idziesz ze mną? – zapytałam mając nadzieję, że nie będzie chciał. Nie chciałam też dłużej zostać w mieszkaniu.
– nie. Wiesz, nie ma ochoty, chcę trochę odpocząć- odparł Dean, który nagle przestał przypominać tego szalonego chłopaka który tłumaczył mi, co to znaczy żyć chwilą.
– może później do Ciebie dołączę, ale jakby nie, to tam naprzeciwko jest przystanek autobusowy- powiedział znudzony.
Pożegnałam się nim jak najszybciej i odetchnęłam z ulgą, że zostałam sama. Weszłam na deptak, plaża zdawała się nie mieć końca. Spacerowałam po niej myśląc o dzisiejszym wydarzeniu. Czy to wina mojej naiwności, czy po prostu nieodpowiednia osoba na nieodpowiednim miejscu. Nic się nie stało, ale niesmak pozostał.
Mimo wszystko starałam się znaleźć pozytywy tego dnia. Nie zmęczyłam się, bo 5 godzin spędziłam w pociągu, później pojeździłam samochodem po mieście, zobaczyłam zamek i najpiękniejszą hiszpańską plażę. A ludzie? Co z ludźmi, którzy sprawiają, że to moje podróże są wyjątkowe. Właśnie takie osoby jak Dean uczą mnie cieszyć się tym, co mam. Wiem, że na świecie nie żyją tylko sami dobrzy ludzie, jednak w podróży jak w życiu napotykamy też takich. Ważne, żeby z każdej sytuacji wyciągnąć jakieś wnioski. Dostałam nauczkę na przyszłość .
0 Comments