Hiszpania-autostopem do Walencji
Tego ranka oddziałem się tylko z jedna myślą: kawa. Widziałam w kuchni samotnie pozostawioną kawę i postanowiłam się nią poczęstować. Niestety już jej nie było. Szybkie śniadanie i wyruszyliśmy na autostradę. Klucząc palcem po mapie postanowiliśmy jechać do Walencji. Dlaczego? Sami tego nie wiedzieliśmy. Może uznaliśmy, że na Madryt mamy za mało czasu. Wszyscy znajomi i nieznajomi Hiszpanie słysząc, że wybieramy się do Walencji, zdecydowanie nam to odradzali. – Przecież tam nie ma nic ciekawego- mówili- jedźcie do Madrytu, gdzie są najlepsze kluby. Nie daliśmy się przekonać. Walencja i koniec. Przez drogę do metra i w metrze cały czas miałam nadzieje znaleźć czynną kawiarnią z kawa na wynos. Na siedzenie nie było czasu, bo przed nami długa droga a było już po 12. Niestety nie wiedziałam, czego wymagam. Była niedziela i wszystkie kawiarnie w stacjach metra były pozamykane. Nawet automatu z kawą nie było. Już wtedy miałam złe przeczucia co do naszego stopa. Nie ma kawy, nie ma zabawy.
W niedziele metro kursuje bardzo rzadko. Mieliśmy przesiadkę i na jednak stacji czekaliśmy ponad 20 min aż przyjedzie jakiekolwiek metro. Przez ten cały czas chodziłam dookoła Damiana śpiewający najsmutniejsze piosenki jakie znam, aby okazać swoją tęsknotę za kawą.
Dojechaliśmy do autostrady po godzinnej przejażdżce komunikacją. Teraz najważniejszą rzeczą było wybranie odpowiedniego miejsca, gdzie moglibyśmy spokojnie stanąć a samochód miałby miejsce na zatrzymanie. Stanęliśmy na szerokim pasie awaryjnych i wyjęliśmy naszą magiczną kartkę z napisem: Valencia. Po półgodzinnym bezskutecznym staniu w pełnym słońcu zaczęliśmy mieć wątpliwość czy stoimy na dobrej drodze. Może do Walencji jest zbyt daleko, więc zrobiliśmy napis Tarragona. Tam jest tylko 80 km od Barcelony. Dalej staliśmy bezskutecznie. Nie mieliśmy planu zapasowego, więc nie pozostało nam nic innego jak wytrwale stanie z tabliczką. po 2,5 ha stania zaczęliśmy się zastanawiać… A może oni nie zatrzymują się dlatego, że nikt z nich nie jedzie nawet do Tarragony. Usiłowaliśmy sobie przetłumaczyć. Postanowiłam spróbować bez tabliczki. Udało się.
Już po kilku minutach. Zatrzymały się dwie Hiszpanii które jechały tylko 30 km dalej, ale powiedziały nam , że stoimy w miejscu gdzie można się zatrzymywać. Tak nas podwoziły, że w końcu same nie wiedziały gdzie są. Czy ktoś wie, gdzie jesteśmy? A czy ktoś umie jeździć? Pomyślałam, widząc poczynania kierowcy. Podjechaliśmy do jakiejś małej miejscowości, całkiem opustoszałej w niedziele. Hiszpanki podwiozły nas dworzec autobusowy, chcąc nas tam wysadzić. Ale my nie chcemy autobusem! Zresztą w niedziele i tak żadne autobusy nie kursują. Podczas gdy jedna poszła do informacji zapytać o autobus, druga wyjęła ze schowka stringi obklejone taśmą. I jakby nigdy nic, zaczęła je rozklejać JA pitolę! Pomyślałam. Co ona robi? Po co jej obklejone majtki i dlaczego teraz je rozkleja? Tego niestety nie zdążyłam się dowiedzieć. Okazało się, że autobusu nie ma. Zdesperowane nie wiedziały co z nami zrobić. Jeździły wte i wefte nie wiedząc nawet jak wrócić na autostradę. Już piąty raz byliśmy na tym samym rondzie. Nie żartuję!
Już po kilku minutach. Zatrzymały się dwie Hiszpanii które jechały tylko 30 km dalej, ale powiedziały nam , że stoimy w miejscu gdzie można się zatrzymywać. Tak nas podwoziły, że w końcu same nie wiedziały gdzie są. Czy ktoś wie, gdzie jesteśmy? A czy ktoś umie jeździć? Pomyślałam, widząc poczynania kierowcy. Podjechaliśmy do jakiejś małej miejscowości, całkiem opustoszałej w niedziele. Hiszpanki podwiozły nas dworzec autobusowy, chcąc nas tam wysadzić. Ale my nie chcemy autobusem! Zresztą w niedziele i tak żadne autobusy nie kursują. Podczas gdy jedna poszła do informacji zapytać o autobus, druga wyjęła ze schowka stringi obklejone taśmą. I jakby nigdy nic, zaczęła je rozklejać JA pitolę! Pomyślałam. Co ona robi? Po co jej obklejone majtki i dlaczego teraz je rozkleja? Tego niestety nie zdążyłam się dowiedzieć. Okazało się, że autobusu nie ma. Zdesperowane nie wiedziały co z nami zrobić. Jeździły wte i wefte nie wiedząc nawet jak wrócić na autostradę. Już piąty raz byliśmy na tym samym rondzie. Nie żartuję!
Okazało się, że jadą na festiwal filmowy do Sitges. Turystycznej miejscowości położonej na naszej trasie do Walencji jednak wiodącej nie autostradami, lecz drogami krajowymi. To chyba pojedziemy z Wami. I tak nie mięliśmy innego pomysłu.
Anonymous
Ach te hiszpańskie mistrzynie kierownicy 🙂 ale 30 km zrobione 🙂 gratulacje 🙂
2 marca 2013 at 12:57
Tess
30 km z Planowanych 350 to jednak trochę mało, ale witaj przygodo !!
3 marca 2013 at 12:43