Glasgow
Glasgow
Rudo mi… i to nie ze względu na mój kolor włosów… Co to za miejsce, gdzie ludzie, wzgórza, budynki, a nawet krowy są rude?? Czy tu słońce świeci inaczej?
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po zobaczeniu miasta to: Uciekaj!! Tylko jak? Może wypuszczą mnie jeszcze z autobusu i wrócę stopem do Edynburga? Ze wzgórza, miasto wyglądało jak polskie Katowice: duże, brzydkie, bardzo przemysłowe.. Po wyjściu z autobusu również nie zmieniłam zdania… Szukając Hostelu szłam zaniedbanymi, przemysłowymi dzielnicami.. a przecież to miało być centrum miasta?? Idąc marzyłam tylko o tym, żeby z pokoju mieć widok na park, albo nie.. żeby mieć jakikolwiek widok… Pamiętam Hostel w Paryżu w którym nie było okna-więc dzisiaj nawet posiadanie okna mnie uszczęśliwi.
Younth Hostel
Na szczęście Hostel chociaż na chwilę poprawił mi nastrój. Duży, piękny, starodawny, położony na skraju parku.. Czy to na pewno Hostel? W nie jednym Hotelu, w którym spałam nie miał takiego standardu… Oczywiście nie mogłam dużo wymagać od sześcioosobowego pokoju, za to wszystko czyste, ładnie, schludnie…
Pierwszy spacer
Szybko zostawiłam rzeczy i ruszyłam na miasto… no dobra,jest park i rzeka, więc wszystko czego potrzeba mi do szczęścia. Tylko gdzie są te wszystkie rzeczy którymi ludzie się tak zachwycają? Znudzona, zmęczona postanowiłam znaleźć klub salsowy i tam zapomnieć o dzisiejszym dniu. Niestety, nikt nie umiał mi pomóc.. czy tu nikt nie tańczy salsy? W drodze powrotnej, postanowiłam spytać jeszcze jednego chłopaka, który serdecznie się do mnie uśmiechnął…
-Salsa? Jasne, że jest. Sam zacząłem tańczyć dwa miesiące temu…bla bla bla…
-No dobra, ale gdzie ona jest?
-Tu niedaleko, zaraz Ci pokażę, ale dzisiaj i tak jest zamknięte.Tu się tańczy salsę tylko w weekendy.(dziś jest poniedziałek)
-Co?????
Więc na tym skończyła się moja salsowa przygoda w Glasgow, a może tak naprawdę dopiero zaczęła…
Darius, bo właśnie tak miał na imię mój nowy znajomy, okazał się być „Szkotem” pochodzenia włoskiego.Nie wiem dlaczego od razu poznał, że jestem Polką. Czyżby mój akcent aż tak mnie zdradzał? Zaproponował mi pokazanie miasta, na co zgodziłam się bez zastanowienia. Przecież po to tu jestem, żeby zwiedzać. chociaż nie-wyjechałam z Polski, żeby uczyć się języka,a zwiedzanie tylko przy okazji (nie ma to jak odpowiednie wytłumaczenie):) No więc zgodziłam się, bo to świetna okazja na ćwiczenie moich umiejętności językowych;)
Puby..
W poniedziałki większość klubów w Glasgow, jest pozamykana, nawet puby czynne są tylko do północy, max do 1.00. Byliśmy w dwóch pubach, aż do momentu, kiedy nas wyproszono z powodu zamknięcia. Według mnie na uwagę zasługuje tylko jeden z nich, a to dlatego, że był w… kościele. Czułam się,jakbym w kościele piła piwo… Dariusowi, jako agnostykowi, całkowicie to nie przeszkadzało, chociaż przyznam się, że ja też szybko wkręciłam się w atmosferę tego miejsca… Gdy pub już zamknięto poszliśmy na spacer, żeby obejrzeć miasto nocą. Zdecydowanie lepiej wyglądało teraz, niż widziałam je za dnia…Moje kolejne zboczenie-światła. Wszystko co jest ciemne i ładnie oświetlone, zdobywa moje serce.
“kościelny” pub |
Tak się złożyło, że to 26 urodziny Dariusa. Zaśpiewałam mu 100 lat po polsku i chciałam wracać do hostelu jednak…..
Nie było to takie proste. Okazało się, że jesteśmy bardzo, daleko od mojego Hostelu, a do Dariusa mieszkania jest bardzo blisko… Czy to przypadek? No dobra, zawszę mogę wziąć taxi, ale…
-rzucajmy monetą- powiedział Darius
Zgodziłam się chyba tylko dlatego, że byłam troszkę pijana i dużo bardziej zmęczona.
Rzucam…. No nie… jedziemy do Dariusa-chyba całkiem mi odbiło! Oczywiście obiecał, że mnie nie dotknie, będziemy tylko tańczyć salsę itd. Co najwyżej może mnie zabić, co mi zależy- pomyślałam.
Faktycznie był grzeczny- tańczyliśmy, rozmawialiśmy, o życiu, polityce, religii.… nie pozwoliłam mu się pocałować, więc po kilku próbach odpuścił sobie…No dobra, może nie tak łatwo sobie odpuścił,ale udało mi się wyjść z tego cało…
It isn’t. My good Day!!!
Obudziłam się wcześnie rano. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Pożegnałam się z Dariusem i wyszłam z mieszkania. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem gdzie jestem. Próbowałam znaleźć miejsce na posiadanej przeze mnie mapie, jednak okazało się, że jestem gdzieś daleko,daleko poza mapą… No dobra, pomyślmy spokojnie przecież muszą być autobusy do Glasgow.Udało mi się dowiedzieć, gdzie jest przystanek autobusowy i w którą stronę muszę jechać „do miasta”. Niestety pojawił się nowy problem, nie mam przy sobie żadnej gotówki… Byłam przekonana, że miałam gdzieś schowane 5 funtów na czarną godzinę ale niestety nie mogłam ich znaleźć. I co dalej??!! Nie wiem gdzie jestem, nie chcę wracać do Dariusa, taksówek tu nie ma…. Nie pozostało mi nic innego jak poranny spacer w stronę miasta.. Po godzinnym spacerze, zmarznięta i głodna, zobaczyłam Marcsa&Speancera. Nigdy tak bardzo nie ucieszyłam się na widok sklepu.. Będę mogła kupić sobie coś do jedzenia i pobrać pieniądze. Spytałam kasjera o kierunek do miasta, popatrzył na mnie dziwnie..Szybko wyjaśniłam, że troszkę się zgubiłam… Gdy chciałam zapłacić za zakupy, okazało się, że moja karta nie działa.. Jak to!? Akurat wczoraj zostawiłam drugą w Hostelu, żeby przypadkiem nie zgubić. Łzy napłynęły mi do oczu. Co jeszcze może mnie spotkać….
It isn’t your good day- Powiedział sprzedawca
-No, it’s very bad day!!!- odpowiedziałam ze łzami
A jednak się pomyliłam…chowając kartę, znalazłam tak pilnie poszukiwane 5 funtów. Juppi, jestem uratowana, będę mogła kupić sobie bilet i jeszcze na kawę mi zostanie. Postanowiłam jednak zacząć od biletu, ponieważ tak naprawdę nie wiedziałam ile on kosztuje. Niestety,okazało się, że automat w autobusie nie wydaje reszty. W tym momencie było mi już wszystko jedno. ..
Po 20 minutach jazdy autobusem.. i 15 minutach spaceru,(gdzie ja kur.. byłam…) dotarłam do domu. Pierwsze co zrobiłam, to położyłam się spać i tak przespałam pół dnia. Jak dobrze czuć się bezpiecznie… nigdy więcej!!!
Nic ciekawego: Szkoci,puby, whiski
W ciągu całego dnia nic ciekawego się nie wydarzyło. Nie miałam ochoty dzisiaj spotykać się z Dariusem, więc postanowiłam zintegrować się z ludźmi mieszkającymi w tym samym Hostelu. Na kolacji poznałam Alexa-bardzo sympatycznego francuskiego nauczyciela. To też był jego ostatni wieczór w Glasgow więc nie mogliśmy spędzić go w Hostelu. Nie piliśmy jeszcze szkockiej whisky, co oczywiście jest niedopuszczalne. Nie można być w Szkocji i nawet nie spróbować Whisky. Nie znoszę tego trunku, ale dobra-poświęcę się.
Wyszliśmy z Hostelu ok 22, a większość pubów była już pozamykana. Czy Ci ludzie są normalni? Turystyczne miasto, a oni zamykają puby o 22? Znaleźliśmy jakiś rockowy pub w centrum, którego nazwy oczywiście nie pamiętam. Bardzo staroświecki,ale za to z prawdziwą szkocką obsługą. Przypomniał mi się film” P.S. Kocham Cię”. Nigdy za nim nie przepadałam, ale teraz rozumiem, jako można zakochać się Szkocie.(jak się nie mylę, to film nagrywany był w Irlandii). Coś w nich jest- uroda, inteligencja, muzykalność, akcent…bosko. Dobra, koniec tego wychwalania Szkotów, bo i tak będę musiała się tłumaczyć z mojego wpisu.. 😉 W każdym razie-drogie Panie, jeśli podobają Wam się Szkoci, to pakujcie walizkę i spokojnie możecie tu przyjechać.. Nie będziecie miały trudności w znalezieniu uroczego rudzielca..Za to Panowie- Szkotki nie są uważane za kanon kobiecego piękna: rude,piegowate, często otyłe.. O ile mi się podobały, to wszyscy spotkanie przeze mnie mężczyźni, twierdzili, że są brzydkie.
Po zmęczniu szklanki Whisky- tak naprawdę było jej tylko trochę na dnie szklanki, ale dla mnie zdecydowanie za dużo … postanowiliśmy zmienić lokal. Z ciężkim sercem pożegnałam kelnera…
Godzina błądzenia po centrum i bezskutecznego pytania mieszkańców o czynny pub/klub, zaskutkowała znalezieniem chyba jedynego czynnego klubu w tym mieście, za to wypchanego po brzegi. Można było zapomnieć, że jest środek tygodnia. Pełno wymalowanych nastolatek, próbujących oszukać kalendarz i wejść bez dowodu.. Na szczęście bezskutecznie.. W kolejce do baru…jakiej kolejce…żeby dostać się do baru, trzeba było przepychać się przez tłumy. Jednak warto było, bo ceny alkoholi bardzo niskie…
Zawsze myślałam, że Francuzi nie umieją tańczyć, że są zamknięci na swój kraj itd., że nie uczą się angielskiego, bo uważają swój język za najlepszy na świecie, że nie piją włoskiego wina, bo nie lubią Włochów… Mój francuski znajomy wyprowadził mnie z błędu. Poza tym, że świetnie mówił po angielsku, wytłumaczył mi, że oni po prostu nie muszą uczyć się angielskiego, bo nie jest im potrzebny do szczęścia. Jest tak dużo francuskojęzycznych krajów,że mogą podróżować tylko tam. Wcale im się nie dziwię. Gdyby język polski był tak popularny, to uczyłabym się chińskiego i hiszpańskiego, a nie angielskiego .Francuzi nie piją włoskiego wina, bo francuskie jest tańsze i lepsze. Musze się z tym zgodzić, nawet mój włoski przyjaciel pije tylko francuskie wino.
Wróciliśmy do Hostelu nad ranem. Nie wiem, po co ja wynajmuje noclegi, skoro zazwyczaj z nich nie korzystam.
Zakupy
Mój ostatni dzień w Glasgow.. Już jutro będę w Londynie. Super- tęsknię już za znajomymi stamtąd. Szkoda, że będę miała tylko pół dnia, a później.. Witaj Walio… już nie mogę się doczekać, bo tak naprawdę jeszcze nigdy nie byłam na trekkingu. Jestem do tego kompletnie nieprzygotowana, ale jestem pewna, że będzie super.. przecież zawsze jest.
Zielono mi…
Właśnie złamałam swoje postanowienie, że nie kupie sobie walizki, bo to nie pasuje do mojego podróżniczego trybu życia, ja jednak… stała samotnie na wystawie.. piękna, zielona walizka, jakiej szukałam od dłuższego czasu- przecież nie mogłam się jej oprzeć. Wiem,że miał być plecak, który mogę wszędzie zabrać, ale na plecakach się nie znam, a nie jest to wcale tania inwestycja więc plecaka będę szukała po powrocie do Polski. Poza tym zrobiłam małe przygotowania do walijskiej wyprawy, i kupiłam też kurtkę- niestety lato się kończy a ja nie mam tu żadnych ciepłych ubrań. Śliczna pomarańczowa kurtka,pasuje do całego klimatu tego miasta. Będę miała stąd super pamiątki.. Tak więc Glasgow, jest odpowiednim miejscem na zakupy- dużo rzeczy tańczysz niż w Londynie, i co bardzo mnie zdziwiło- wybór też jest nie mały.
Muszę przyznać, że pomyliłam się co do tego miasta. Może dlatego tak go nie lubiłam, że już po otworzeniu mojego przewodnika.. który nawiasem mówiąc nie przydał mi się do niczego- nie spodobało mi się tu absolutnie nic. To był duży błąd- dopiero dzisiaj zobaczyłam jak dużo jest tu mostów- to nie polskie Katowice- to Wrocław Budowle też są piękne, stare kamienice, kościoły… To miasto naprawdę ma klimat..
Jedzenie
Ostatniego dnia, wybrałam się na lunch do przypadkowej restauracji. To był świetny wybór. Stek z pieczonym ziemniakiem i jajkami, do tego miejscowe piwo… pycha i bardzo tanio. Ceny w Glasgow, są dużo niższe niż w Edynburgu. Mieszkania, puby, jedzenie- zdecydowanie na studencką kieszeń.
mój lunch |
Film
Najciekawszą rzeczą jaką tu widziałam, były przygotowania do nagrań “World war” z Bradem Pittem. Mnóstwo rozbitych samochodów w centrum miasta- super.. tylko gdzie jest Angelina?
porozbijane samochody na planie filmowym |
0 Comments