Couchsurfing w Madrycie – cicho, ciemno i strasznie…
Erasmus, nie Erasmus, jakkolwiek by mnie nazwał, postanowiłam poszukać znajomych w podobnym do mnie wieku, czyli takim nieerasmusowym. Zaczęłam od CouchSurfingu. Czym jest CS, chyba nie muszę tłumaczyć, ale jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to społeczność ludzi z całego świata, która udostępnia całkowicie obcym osobom swoje kanapy, czyli tak naprawdę przyjmuje ich na nocleg. I to całkowicie za darmo. W pakiecie z noclegiem otrzymuje się często miejscowego przewodnika, który chętnie pokazuje mało komercyjne, ale równie piękne miejsca. CS to również wspólne wyjścia do klubu, wymiany językowe, podróże i wszystko, co człowiek może sobie wymarzyć.
No więc wybrałam się na wymianę językową. Tak naprawdę w Madrycie takie wymiany organizowane są codziennie, jednak ja chciałam poznać ludzi, tak samo zakochany w podróżach jak ja… i poznałam. J
Spotkanie miało odbyć się w pubie w najbardziej imprezowych dzielnic Madrytu: LA Latina.
Na stronie pojawiła się informacja, że miejsce trudno znaleźć i trzeba dzwonić dzwonkiem, ale nikt nie powiedział, że tak trudno. Znalazłam ulicę, znalazłam, dom, znalazłam dziewczynę….. A to nie to!
Więc pod odpowiednią kamienicą nie mogłam doszukać się żadnego pubu, dopiero po chwili zauważyłam tabliczkę z napisem: DZWONIĆ. W oknach ciemno, żadnej muzyki. … hm, może to nie tu. Dopiero po chwili, drzwi uchyliła Hiszpanka w podeszłym wieku, za nią ujrzałam tylko puste pomieszczenie z przygaszonym światłem . Nie, teraz to na pewno się pomyliłam. Szykowałam się do odwrotu, kiedy kobieta z uśmiechem na ustach zaprosiła mnie do środka. Weszłam niepewnym krokiem, nadal nie widząc i nie słysząc ludzi. Stanęła za skrytą w koncie ladą i kazała zapłacić 2 euro. Wyjęłam z kieszeni dwie monety i podałam jej. Ona w zamian dała mi bilecik i wskazała wejście do piwnicy. O nie! Aż taka odważna chyba nie jestem. Mimo to zaczęłam schodzić, może mają wygłuszone ściany- pomyślałam. Za drzwiami do piwnicy kolejne drzwi i kolejne, a za tymi kolejnymi…. Pomieszczenie wielkości salonu, mnóstwo osób siedzących i rozmawiających ze sobą. Jakiś wokalista usiłujący pokazać swoje umiejętności muzyczne, niewielki bar w którym w zamian za bilet można dostać piwo. Przysiadałam się do stolika zrobionego z tacy i stołka, przy którym leżały poduszki. Tak poznam Wenezuelczyka i Holenderkę. Już po chwili w drzwiach ujrzałam Hiszpankę z góry. Szukała mnie, bo chciała mi oddać pieniądze. Zamiast 2 euro, dałam jej dwie monety po 2. To się nazywa uczciwość. Przypomniała mi też, że za bilet mam darmowe piwo.
Ledwie doszłam do baru, a już usłyszałam znajomy język. Ten najbardziej znajomy. Oczywiście polski. Grupka osób opowiadała o swoich przeżyciach. – Przyszłam na wymianę językową, ale nie sądziłam , że będę wymieniać się polskim – zagadałam do nich. Spojrzeli na mnie i zaczęli się śmiać. Ci Polacy, to doktoranci, którzy w Madrycie piszą, bądź udają, że piszą doktorat. Już wiem jak przedłużyć sobie mieszkanie w Madrycie. Chyba pójdę na doktorat.
Przez chwilę rozmawialiśmy. W międzyczasie podszedł do mnie chłopak i na pewno nie polskim akcentem zapytał – Das mi buzi Aniolku? – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że pozostali podpuścili go, żeby to powiedział. Ach tak to jest na obczyźnie. Zawsze uczymy pozostałych najważniejszych polskich wyrażeń: jesteś piękna, daj buziaka, duże cycki…. Tak, żeby łatwo mogli zagadać do jakiejś Polki w klubie. Tylko nie wiem, czy któraś „poleci” na taki komentarz.
Spotkanie naprawdę było fajne. Ludzie którzy mają jedną wspólną pasję –podróżowanie. Spotykają się, żeby powymieniać się doświadczeniami, przeżyciami, spostrzeżeniami. Polecić sobie fajne miejsca i spotkać w przyszłości. Bo takie znajomości bardzo często przetrwają dłużej.
W między czasie dołączyli do nas moi znajomi z Boliwii. Lekko zaszokowanie miejscem, w jakie ich zaprosiłam. Też chcieli się wycofać widząc ciemne schody ido piwnicy. Ale nie zrobili tego.
Po spotkaniu całą ekipą poszliśmy na salsę do klubu Azucar – takiego jednego z najsławniejszych klubów salsowych w Madrycie. Ale o klubach jeszcze będzie. Oj dużo będzie….