Barcelona – najpiękniejszy meeting point
Zawsze chętnie wracam do Barcelony. To jedno z tych miejsc, które bardzo lubię odwiedzać, jednak nigdy bym w nim nie zamieszkała. Przerażają mnie wieczne tłumy turystów, ceny specjalnie do nich dostosowane, kataloński na ulicach i nagminne kradzieże. Za to kocham to wielokulturowe, wiecznie żyjące miasto z piękną starówką, plażą (która w zestawieniu z Walencją nie ma żadnych szans), Gaudiego i wypełnione kluby salsowe. Czasami po prostu mam ochotę pojechać tam odwiedzić znajomych i potańczyć salsę. Nic więcej do szczęścia mi nie trzeba.
Tym razem był to nasz meeting point. Ja z Walencji, Anetka z Polski. O spanie nigdy się nie martwię, bo z pomocą jak zwykle przychodzą znajomi. Maria poznałam, kiedy wracałam z Polski do Walencji przez Barcelonę. Zdecydowałam się zostać tam na noc i z samego rana wrócić do Walencji. Bynajmniej nie chciałam wtedy spać, zamierzałam przez całą noc tańczyć salsę i od razu klubu wsiąść do autobusu. Dzięki niemu była to jedna z moich najlepszych nocy. Mario, jako doświadczony CS gościł w swoim domu ponad 200 osób, jednak nawet przez chwilę ni poczułam, że jestem kolejnym z gości, czułam, że jesteśmy przyjaciółmi z przed lat, którzy mają sobie wiele do powiedzenia i przetańczenia….
Tym razem jechałam do niego, jak do bliskiego znajomego i znów się nie myliłam. Dzięki niemu zobaczyłyśmy najpiękniejsze zakątki Barcelony, piłyśmy Kavę, w jednej z najbardziej obskurnych jednak klimatycznych knajpek w dzielnicy gotyckiej i „wspięłyśmy” się na chyba wszystkie możliwe punkty widokowe. Do tego szukając jego mieszkania, udało nam się obudzić wkurzoną sąsiadkę o 1 w nocy, próbując otworzyć drzwi do jej mieszkania. Dziękujemy :*