Bańos – huśtawka końca świata
Banos, to dla mnie najpiękniejsza ekwadorska miejscowość, pomimo tłumów turystów i backpackerów wciąż można znaleźć tam miejsce do poprzebywania samemu ze sobą. Właśnie tego chciałam. Zmęczona zadymionym i wielkim Quito chciałam poprzebywać sam na sam z naturą. Plan jak zwykle był inny: miałam jechać na wulkan Cotopaxi, jednak brzydka pogoda zmusiła mnie do rezygnacji ze zdobywania wulkanu. Stwierdziłam, że nie wysiadam z autobusu i jadę dalej w poszukiwaniu lepszej pogody. Nie zawiodłam się. W małym miasteczku położonym w dolinie pomiędzy górami i wulkanami świeciło piękne słońce. Już moje pierwsze kroki utwierdziły mnie w przekonaniu, że miejsce, do któro przyjechałam dostosowane jest do turystów: pełna oferta hoteli, hosteli, wszelkich aktywności fizycznych. Dla każdego coś innego. A ja chciałam tylko zobaczyć huśtawkę końca świata. To miejsce, do którego dążą podróżnicy z całego świata – w końcu nie wszędzie można pobujać się na huśtawce z widokiem na czyny wulkan, zawieszonej nad przepaścią . Znalazłam hostel i od razu wyruszyłam na huśtawkę. Można iść pieszo, ale to 3 godziny. Można również pojechać autobusem i to tę opcję wybrałam ja. Jak się okazało, nie tylko ja, ponieważ chętnych było tak wielu, że musieliśmy stać ściśnięci w środku autobusu. 10 km i godzinę jazdy, to się nazywa ekwadorska prędkość. Wysiedliśmy wszyscy na drodze, dookoła nas góry, tylko znaki wskazywały małą ścieżkę prowadzącą do huśtawki. Po kilku minutach byliśmy już na rozległej polanie a od huśtawki oddzielała nas tylko budka z biletami. 1 dolar za spełnienie marzenia to niewielka kwota, za to kilkadziesiąt dolarów dziennie dla właściciela to cały majątek w Ekwadorze. Wyprzedziłam całą grupę i podbiegłam do huśtawki. Ze zniecierpliwieniem czekałam na swoją kolej, jak dziecko, które za chwile ma dostać upragnioną zabawkę. Kiedy w końcu nadeszła, z lekkim ukłuciem w sercu zapięłam łańcuch zabezpieczający i z rozpędu rozbujałam huśtawkę. Pode mną przepaść, przede mną rozległe góry i wulkan a za mną mnóstwo drogi, która pokonałam, aby tu dotrzeć. To niesamowite uczucie, kiedy coś o czym kiedyś tylko śniłam, stało się rzeczywistością. Widząc ustawioną za mną kolejkę, z niechęcią zeszłam z huśtawki, obiecując sobie, że jeszcze tu wrócę.
Mogłam wrócić do Banos autobusem, jednak postanowiłam iść pieszo i ponapawać się cudownymi widokami. Spokojnie szłam polnymi ścieżkami i przysiadałam na trawie aby móc odpocząć. Chłonęłam widoki jakbym chciała wyryć je w swojej pamięci na zawsze. Kiedy wróciłam do Banos był już wieczór. Zmęczona zostałam już w hotelowym pokoju zbierając siły na kolejny dzień